sobota, 20 października 2012

Horus Heresy: Betrayal

Jak zapewnie z poprzedniego wpisu wiecie, w moje rączki wpadła.... ta, wpadła.... grubą kasę wydałem na książkę pt. The Horus Heresy Book One: Betrayal czyli pierwszy podręcznik Forge World traktujący o wydarzeniu jakim była Herezja Horusa. No i generalnie książka zasługuje na recenzję....

Na początek trzeba powiedzieć słów kilka o wydaniu. Podręcznik jest duży. Nie mam obecnie żadnego "rulebooka" do porównania ale Betrayal jest tak ze 2 cale wyższy i 1 cal szerszy od nowego kodeksu Chaos Space Marines. Tak na oko też ze 3 razy grubszy. W każdym razie jest masywny, naprawdę ciężki.

Książka jest wydana bardzo ekskluzywnie, twarda okładka powlekana czarną skórą z metalowymi zakończeniami na rogach z wyrzeźbioną imperialną aquilą, do tego srebrne brzegi stron i czerwona zakładka. O kredowym papierze i pełnym kolorze w środku nawet nie będę wspominał.


Trzymając w ręku naprawdę sprawia wrażenie produktu luksusowego i ekskluzywnego.  Najgorzej prezentuje się obrazek na okładce, który wygląda na po prostu naklejoną kartkę (papieru kredowego, żeby nie było). Na obrazku są modele z Forge Worlda z dorobionymi w fotoszopie efektami wybuchów, strzałów, ognia i innych podobnych bajerów, czyli coś do czego Forge World już nas przyzwyczaił w swoich podręcznikach z serii Imperial Armour.

A co jest w środku książki?
Na wewnętrznej stronie okładki i pierwszej stronie jest mapa galaktyki z zaznaczonymi ważniejszymi planetami. Mamy chyba wszystkie planety, na których rozbiły się kapsuły z Prymarchami a do tego sporo innych ważnych dla Herezji Horusa (m.in. Nikaea, Larean, Isstvan czy Davin), była w poprzednim wpisie.

Po stronie spisie treści, stronie tytułowej, arcie Angrona i taki mało ważnym bzdetom dostajemy bardzo fajny i klimatyczny wstęp. Aż kusi mnie aby go przetłumaczyć na nadwiślański język i wrzucić tutaj na bloga.
Jest to wstęp do bardzo obfitej części fluffowej. Zaczynamy dość pobieżnie od początków ludzkości pośród gwiazd i idziemy przez Wojny Zjednoczenia, unię z Marsem aż po Ullanor, wycofanie się Imperatora z Wielkiej Krucjaty i zdradę na Isstvanie III. Należy podkreślić, że fluff jest obszerniejszy niż w podręcznikach do 40stki ale dalej jest to fluff "podręcznikowy" i raczej nie ma głębi powieści z Black Library. Dostajemy głównie suche fakty ale jest też kilka nowości i ciekawostek.
Jeszcze krótki opis czym są Legiones Astartes i przechodzimy do wydarzenia, na którym Betrayal powinno się skupiać, czyli czystek na Isstvanie III. Znamy to (albo i nie) chociażby z Galaxy in Flames of Black Library, tutaj skrótowo opisane co się działo.
Dalej mamy, moim zdaniem najciekawszą część, fluffowy opis poszczególnych Legionów dostępnych w podręczniku, czyli Synów Horusa, Dzieci Imperatora, Zjadaczy Światów (nie, Pożeracze mi tutaj jakoś nie pasują) i Gwardię Śmierci, a na deser jeszcze troszkę o Legio Mortis, czyli o tytanach, gigantycznych maszynach kroczących. Tutaj mamy najwięcej nowego fluffu, szczególnie jeśli chodzi o XIV Legion, który nie doczekał się jeszcze powieści opisującej dogłębnie strukturę czy zwyczaje Synów Mortariona (Flight of the Eisenstein raczej nie porusza tego tematu).
Cała fluffowa część wypełniona jest jeszcze ramkami zawierającymi różne ciekawostki czy rzeczy, o których trzeba było wspomnieć a na które nie było miejsca w głównym tekście (np. kim są Prymarchowie czy jakie warte wspomnienia bitwy toczył dany Legion) a także rysunkami pojedynczych Legionistów czy pojazdów prezentującymi różne oddziały, schematy malowania pancerzy czy oznaczenia, dowiadujemy się na przykład jak wyglądał XII Legion przed znalezieniem Angrona i zmianą nazwy, tak samo z XIV Legionem.


Jednak jako, że to jest podręcznik do gry a nie książka czysto fabularna mamy też dużą część zasadową.
Zaczynamy od kampanii Isstvan III. Obszerna, ciekawa, 6 zwykłych misji, 4 fazy "Legendary Battle", sporo zasad specjalnych.... Minimalna liczba graczy to dwóch, ale da się też grać w więcej osób. Prezentuje się bardzo fajnie, nawet chętnie bym zagrał jakbym miał armię albo kilku chętnych ludzi z własnymi siłami.


Po kampanii docieramy wreszcie do list armijnych, czyli czterech Legionów dostępnych w Betrayal i małego bonusu. Na początek trzeba wspomnieć o tym, że armie dostępne w tym podręczniku raczej nie wyglądają na zbalansowane względem 40stki, trzymają jednak klimat Wielkiej Krucjaty, Legiony Kosmicznych Marines podbijają galaktykę i nic nie może ich zatrzymać.
FOC (Force Organisation Chart) jest trochę zmieniony względem standardowego, mamy jeden dodatkowy slot HQ, jeden Elites a oprócz tego dochodzi jeszcze jeden, którego możemy (ale nie musimy) użyć powyżej 2000 punktów i którynie może zająć więcej jak 25% punktów armii, Lords of War.


Oczywiście mamy tez nową tabelkę na sojusze, widzieliście ją w poprzednim wpisie.
Same listy armii są mniej więcej jednakowe dla każdego Legionu, różnią się tylko niewielkimi zasadami specjalnymi, jedną jednostką unikalną dla danego Legionu i jakiś dwoma imiennymi bohaterami, no i Prymarchą oczywiście. Jak już wcześniej wspomniałem, poszczególne Legiony są prawdopodobnie dobrze zbalansowane, chociaż z ostatecznym osądem poczekałbym do rozegrania kilku(nastu?) gier.
Do tego dostajemy bardzo obszerną zbrojownię i coś na co czekałem od bardzo dawna, Mechanicum. Wyznawcy Boga Maszyny występują w podręczniku jako sojusznik, którego można dołączyć do Legionów Astartes. Mają trochę fajnych zabawek, własnego bohatera imiennego i nadzieję, że w przyszych pozycjach Horus Heresy od Forge Worlda zostaną rozbudowani.

Kończymy skrótem zasad z Apokalipsy (przydaje się jeśli chcemy używać super-ciężkich pojazdów, nie trzeba kupować dodatkowego podręcznika) i nie tylko. Jeszcze krótkie posłowie i kończymy mapą galaktyki, od której zaczęliśmy oraz czarną skórzaną okładką.

Oczywiście książka nie jest pozbawiona wad. Mój egzemplarz jest trochę krzywo zszyty, tzn. pierwszy szew jest trochę niżej, drugi trochę wyżej a wszystkie następne jeszcze wyżej ale już równo. W niczym to nie przeszkadza ale patrząc na podręcznik z boku widać, przynajmniej ja widzę.
Trochę też szkoda, że raczej nie ma żadnych artow w środku. Jedyne co mamy to sfotoszopowane modele i schematy pancerzy. Pierwsze jest nawet niezłe, drugie całkiem fajne ale chcialoby się coś więcej.
Także w listach armijnych jest jeden wpis na jedną stronę a zdarza się, że nawet nie zajmuje pół, pozostałe pół jest puste. Niby czytelniej ale miejsce się marnuje.
No i oczywiście największa wada, cena. 70 funtów brytyjskich. Prawie cztery stówy peelenów. Kupa kasy. Zawartość niby bogata ale to dalej kupa kasy....

Jeśli ktoś nie jest jakimś wielkim fanem Herezji Horusa albo nie planuje grać przy pomocy tych zasad to lepiej niech sobie daruje. Natomiast jeśli ktoś chce poznać nowe fakty czy ciekawostki, jeśli chce złożyć armie z czasów Herezji (bądź przed) i grać nią a może po prostu chce mieć książkę wyglądającą zajebiście na półce to myślę, że warto kupić.

Osobiście planuję zakup wszystkich pozycji z serii i szpanowanie w stylu "Patrzcie jakie mam piękne książki na półce". Lubię jak książki ładnie wyglądają na półce.

piątek, 12 października 2012

Kuźnio Świat i Horusowa Herezja

Patrzcie co mam....
Jak już przeczytam i bardziej się wgryzę to pewnie jakąś recenzję spłodzę. Po raczej pobieżnym przejrzeniu jest bardzo bardzo pozytywnie.

Ciekawostka ze środka (mam problemy z oświetleniem/fleshem ale wystarczy pół tabelki):
Mała legenda:
Żółta czaszeczka - Sworn Brothers, czyli traktujesz sojusznika tak jakby to była Twoja armia.
Czarna czaszeczka - Fellow Warriors, tak jakby to była inna armia tylko nie możesz jej atakować.
Szara czaszeczka - Distrusted Allies, tak jak Fellow Warriors tylko sojusznik nigdy nie score'uje.
Czerwona czaszeczka - By the Emperor's (or the Warmaster's) Command, jak Distrusted Allies tylko rzucasz kością za każdą jednostkę w 6" od jednostki sojuszniczej, na 1 dana jednostka nic nie robisz do końca tury.

I jeszcze mapka:


Ale to nie wszystko....
A zgadnijcie co (albo raczej kto) w środku....
Trochę nadlewek ale chyba żadnych braków. Jutro przy lepszym świetle przyjrzę się uważniej każdej części. Kosmiczna jakość rzeźby. Będę bał się dotknąć pędzlem.

A jak już robiłem sesję to pokażę Wam też jak bardzo WIP są jeszcze moje modele CSM

poniedziałek, 1 października 2012

Przedostatni - fluff [szkic]


Szkic fluffu mojej armii. Dużo po poprawienie. Dużo do dodania. Pewnie trochę do usunięcia. W każdym razie na chwilę obecną wygląda to mniej więcej tak jak poniżej. Oczywiście komentarze i konstruktywna krytyka mile widziana.

Last but One, czyli Przedostatni, są <warbandem> Czarnego Legionu. Jego trzon i elitę stanowią resztki przedostatniej kompanii Synów Horusa z czasów Wielkiej Krucjaty i Herezji Horusa, stąd też noszona z dumą nazwa. Dzisiaj jednak Przedostatni mają w swoich szeregach byłych członków innych Legionów, Zakonów, Regimentów czy kultów. Przedostatni są armią  wygnańców, niechcianych dzieci galaktyki, skupioną pod sztandarem charyzmatycznego Lorda.

Jeszcze w czasie Wielkiej Krucjaty Przedostatnią Kompanią dowodził <nienazwany-jeszcze-kapitan> wywodzący się z Terry. Zawsze miał on bardzo trzeźwe spojrzenie na świat. Wiedział, że Imperium prędzej czy później zostanie rozdarte wojną domową. Nie wiedział jednak jak podzielą się poszczególne frakcje. Był oportunistą, sprzeciwienie się Horusowi niemal na pewno wiązałoby się ze śmiercią, a tego nienazwany-jeszcze-kapitan nie chciał. 

Po katastrofie jaką okazała się decydująca bitwa na pokładzie Ducha Zemsty nienazwany-jeszcze-kapitan dość szybko przyłączył się do Pierwszego Kapitana Abaddona, jedynej osoby, która mogła zapewnić Przedostatniej coś więcej niż przetrwanie. Nowy Mistrz Wojny nie ufał oportunistycznemu Kapitanowi, który zaczynał skupiać pod swoim sztandarem coraz większą i silniejszą armię wyrzutków. Dlatego też do Przedostatniej Kompanii przydzielił jednego z Justaerinów, swojego elitarnego oddziału Terminatorów. Miał on być doradcą i prawą ręką nienazwanego-jeszcze-kapitana, jednak jego prawdziwym celem było obserwowanie i pilnowanie czy aby na pewno działa on w interesie Abaddona.

Po niezliczonych bitwach i kampaniach nienazwany-jeszcze-kapitan i Justaerin zbliżyli się do siebie, niczym bracia. Dużo rozmawiali. O wojnie, o galaktyce, o bogach, o demonach, o sensie tego wszystkiego. Z czasem Justaerin zaczynał widzieć świat jak jak nienazwany-jeszcze-kapitan.
I wtedy kapitan umarł. Próbował dosięgnąć demoniczności, stać się jednym z Książąt. Nie udało mu się jednak. W momencie ostatniej próby zawiódł i został zredukowany do Pomiotu, bezmózgiej, cały czas mutującej bestii.

Justaerin przejął dowodzenie nad Przedostatnimi, oczywiście po pokazaniu, często w bardzo brutalny sposób, kilku innym pretendentom, że to on jest jedynym słusznym następcą nienazwanego-jeszcze-kapitana.
Z obserwatora Abaddona stał się dowódcą dość potężnej armii Chaosu.
Abaddon przestał mu ufać.