sobota, 25 maja 2013

Journeyman League /raz/

Dnia dzisiejszego rozpoczęła się w Twierdzy (dawnej Cytadeli) Journeyman League, czyli taka liga dla początkujących w Warmachine i Hordes. Byłem tam i ja. Wreszcie coś w coś pograłem. Oczywiście przegrałem ale teraz jest czas, żeby się zastanowić i wyciągnąć wnioski z tego wszystkiego.

Zagrałem dwie gry. Obie z kolegą znanym na największym forum WM/H jako Ciech. Pierwsza gra była bardziej dla przypomnienia sobie zasad. Druga już liczyła się do ligi, chociaż przypominania sobie zasad było równie dużo jak i w pierwszej.


Ja grałem alternatywną "battle-boxową" listą Trollokrwistych. W armii miałem cztery modele. Moim warlockiem był Hoarluk Doomshaper, Shaman of the Gnarls, miałem jedną ciężką bestię w postaci Dire Troll Maulera i dwie lekkie, Storm Trolla i Pyre Trolla. 

Przeciwko mnie stał Coleman Stryker w wersji Prime i jego trójka warjacków, Ironclad, Lancer i Charger. Wagowo tak jak u mnie. Punktowo chyba też, nawet nie wiem. W grze na battle boxy punkty za modele się nie liczą.


Popełniłem sporo błędów. Nie będę się zbytnio rozpisywał. Dość chaotycznie uogólnię.

Pierwsza zasada, którą muszę opanować - Pamiętać o wszystkim. Animusy, zaklęcia, leczenie, różne dodatkowe efekty ze wszystkiego, aktywacja w odpowiedniej kolejności.... I pewnie jeszcze masa innych rzeczy. Muszę doczytać zasady.

Druga zasada - Znać zasady swoich modeli. Zerkanie "co ja tam jeszcze mam?" jest raczej słabą opcją. Dopiero w drugiej grze obudziłem się, że przecież Pyre i Storm mogą strzelać na 8 cali. Znowu doczytać zasady.

To najważniejsze. Na początek. Na zasadę trzecią, która wynika z drugiej i znacznie ją rozszerza przyjdzie czas później.

Wnioski pomniejsze:
- kupić sobie markera, bo pisak, który działa rok czy dwa lata temu już nie działa 
- kupić (a może zrobić?) jakieś znaczniki czy inne wzorniki
- nie używać takich za dużych koszulek na karty, nawet jeśli są wytrzymalsze od tych standardowych miękkich
- o miarce nie piszę, bo dzisiaj rano zamówiłem za jakieś grosze
- następnym razem mieć 10 PLN drobnych i zapłacić wpisowe

Generalnie było ok. Muszę zaznaczyć, że drugą grę prawie udało mi się wygrać, tylko w ostatniej turze rzuty słabo poszły. No ale taki urok gry. Nawet jak przegrywasz to możesz wygrać i odwrotnie. Trzeba cały czas się pilnować i pamiętać o niesławnej stronie piątej, grać agresywnie i umieć dostawać po dupie.

Zdjęcia moich modeli postaram się pstryknąć i wrzucić jakoś w tygodniu.... Będzie to oznaczało, że w maju będzie 5 postów. Niech Cię Spacznia pochłonie, Ognista Mrówo!

czwartek, 23 maja 2013

Herezja Horusa - Epilog

Ja wiem, że cały czas wisi nade mną kontynuacja Ataku na Świętą Terrę ale znalazłem inną perełkę, którą muszę, ale to muszę Wam przedstawić.... Autor: Aaron Dembski-Bowden, źródło: tu. Tłumaczenie niektórych nazw jednostek jest "ot tak", inne nie są przetłumaczone, brak mi konsekwencji.... No ale jest późno, tekst ma charakter satyryczny, powinno być ok.

Herezja Horusa - Epilog


"Stary, Horus właśnie kopyrtnął. Co teraz?

Abaddon przewiązał swój kok. Totalnie miał pomysł. "Totalnie mam pomysł," powiedział. Zdradzieckie Legiony patrzyły wyczekująco. "Oto co zrobimy. Uciekniemy."

Wiele głów w hełmach skinęło. To wyglądało na mądrą decyzję.

"Dobry pomysł," powiedział Erebus.

"Cichaj." Abaddon zmarszczył się z powodu przerwania. "Ale myślę, że powinniśmy zostawić nasze motory odrzutowe, Pazury Grozy, Wichry, Śmigacze Landa - w gruncie rzeczy całą anty-grawitacyjną technologię, poważnie - tak samo jak nasze motory, motory szturmowe i w sumie wszystko inne czego używaliśmy do tej pory."

Mniej hełmów skinęło tym razem. "Stary," powiedział Lucius Wieczny, "możemy tego wszystkiego potrzebować. Niektóre z tych rzeczy są wypasione."

"E-e, postanowiłem. Po prostu chodźmy."

"Ale..."

"Po. Prostu. Chodźmy." Abaddon machnął Szponem Horusa. Jego koso-ostrze palce wydały kliknięcio-kliknięciowy odgłos.

"Dobra, po prostu chodźmy," zgodził się Lucius.

Kharn nie był tak łatwo udobruchany. "Co z Cyklonowymi Wyrzutniami? Bo widziałem takie w Horus Heresy: Collected Vision, więc musimy używać ich--"

"Mam wrażenie jakbym mówił do siebie." Abaddon wskazał pazurem Zjadacza Światów. Kujnął Kharna w oko.

"Ał, Jezu, koleś. Dobra, dobra. Pójdziemy."

"Taa, tak właśnie myślałem."

Abaddon podrasowanie wyszedł z pokoju, dumnie krocząc jakby rządził tym miejscem.

"Hej, a co z promieniaczem konwersji?" zapytał Typhus. "Przecież mogliśmy używać ich w Rogue Traderze? Są zajebiste. Robią takie "WZIUUUUUUM."

"Zostaw!" głos Abaddona dobiegł z drugiego pokoju. Typhus odłożył, marudząc.

Fabius Bile jakby wzruszył ramionami. "Więc, eh, mogę iść z Wami ziomki? Bo sprawdzałem listę pasażerów i żaden z Legionów nie zabiera Konsyliarzy. Znaczy... nie potrzebujecie nas?"

Lucjusz poklepał brata po ramieniu. "W porządku, stary. Nawiążemy do Konsyliarzy w tekście o tle. Znaczy nic nie zrobicie ale jakby tam będziecie we fluffie, czaisz? Trochę? Może?"

"W dupie to mam. Opuszczam Legion. Stworzę własne zasady."

Kharn parskął. "Twoje zasady będą cienkie w konkurencyjnej grze. Zobaczysz. I ludzie będą na Ciebie mówić Bajeczny Bill." (to ciężko przetłumaczyć)

Zdrajcy wyszli z komnaty na lądowisko. Było opuszczone.

"Eh, Abciu?"

Abaddon zwrócił się do Ahrimana. "Co jest?"

"Ehm." Jeden z Tysiąca Synów wskazał na puste lądowisko. "Gdzie są wszystkie nasze statki?"

Abaddon go zignorował. "Nie byliście czerwoni minutę temu?"

"Teraz jesteśmy niebiescy. To... to wszystko to... coś. Słuchaj, poważnie, gdzie nasze Thunderhawki?"

A, tak. One." Abaddon bawił się swoim kokiem, przesuwając go w przód i w tył, jak kociak swoją pluszową zabawką. "Nie będziemy ich potrzebować. Możemy chodzić wszędzie i w ogóle. Albo wypchnąć Rhino z hangarów i jechać nimi przez atmosferę. Będzie fajnie."

Zdrajcy spojrzeli po sobie. Nie szło dobrze. Abaddon zauważył ich wachanie i spróbował jakoś ich uspokoić. "Luuuuuuz. Wymyślę nowe rzeczy. Jak.... roboty pająki z demonami w środku, i będą miały szpony i w ogóle. Będą profanować rzeczy. Może będą mogły się nazywać Profanatrony. Będzie cudnie. I będą mieć działo na klacie i tycie malutkie główki. Co? Dlaczego tak na mnie patrzycie? Tylko czekajcie. Urządzimy tu piekło."


sobota, 18 maja 2013

Stan rzeczy - maj

Na początek cycki:


A teraz do rzeczy....
Jestem poniekąd zmuszony napisać co tam u mnie. Zmusił mnie wpis FireAnta na swoim blogu, w którym bardzo ładnie pisze o mojej blogowej działalności. Macie nawet linka jak ktoś zainteresowany: tutaj jest link.

Angron został właściwie skończony. W poprzednim wpisie były fotki, które - mam wrażenie - trochę umknęły. Wszyscy skupili się na historii XII Prymarchy a to miał być tylko dodatek do pochwalenia się twórczością malarską. Może przy okazji Fulgrima trochę zmienię formułę i podzielę wpis na dwa, jeden o historii a drugi ze zdjęciami. Zobaczymy.
Zaprezentowany dzisiaj (a może już wczoraj?) model Fulgrima:


Armia CSM właściwie stoi w miejscu. Kupiłem model Zhufora od Forge World, który będzie robił za mojego Lorda Chaosu ze Znamieniem Khorne'a i niesławną siekierą z ostatniego 'dexu. Tak, będzie pieszy. I tak, będzie pomalowany w kolory Czarnego Legionu. Trochę też liznąłem farbą Wybrańców. Bardzo trochę.

Kupiłem starter Haqqislamu (Nowy Islam, czyli taki z przyszłości, odrzucający fundamentalizm i terroryzm a bardziej taki ze złotego wieku Islamu, z czasów Saladyna, kiedy byli astronomami, lekarzami i takimi tam....) do Infinity. Cudne modele. Każdy inny. Sprawiają wrażenie jakby miały duszę. Niektórzy to taki mały koszmarek do złożenia. Sklejeni i odstawieni do szuflady w oczekiwaniu na lepsze czasy. 
Macie dwa nieobrobione i nieostre zdjęcia:



I teraz coś co skupia moją uwagę na chwilę obecną. Trollbloods. 25 maja w Twierdzy (znanej kiedyś jako Cytadela) rozpoczyna się Journeyman League, czyli taka liga dla początkujących w Warmachine i Hordes. Wreszcie mam motywację, żeby coś ruszyć, pomalować i wreszcie jakoś pograć bardziej. Oczywiście będę grał Trollokrwistymi, ale żeby było ciekawiej nie będę grał podstawowymi modelami ze startera a "boxem alternatywnym". Dire Troll Mauler i Pyre Troll są już mniej więcej skończeni. Powoli kończę malowanie Doomshapera. W poniedziałek/wtorek powinien przyjść pocztą Storm Troll. Postaram się zdawać tutaj relacje z przebiegu ligi. 


Kontynuacja tłumaczenia opowiadania Williama Kinga się pojawi. Bardzo powolna praca w progresie.

I właśnie....
FireAnt napisał "oby tak dalej, oby częstotliwość wpisów wzrosła do chociażby 5-6 w miesiącu, i blog z pewnością stanie się stałym punktem odwiedzin miłośników czterdziestki." A ja na blogu chciałbym skupić się też na innych systemach. Na razie jest głównie 40stka (i taki trochę spin-off Horus Heresy bo jestem fanem) ale chciałbym też popisać trochę o Warmachine/Hordes, w przyszłości o Infinity, może o WFB jak znajdę czas/pieniądze/inspirację na jakąś armię do tego systemu, może jeszcze coś innego.... Fajnie jakby na blog zaglądali też miłośnicy innych bitewniaków.

I jeszcze jedno, 5-6 wpisów w miesiącu oznacza więcej jak jeden wpis na tydzień. Mało realne. Oj mało.

Plan działania:
1. Doomshaper
2. Storm Troll
3. Atak na Świętą Terrę, cz. 2.
4. Zbyt odległa przyszłość.
....
n. Znalezienie legionu z czasów (przed)Herezji, który chciałbym zbudować.

poniedziałek, 6 maja 2013

#12 Angron

UWAGA! W TEKŚCIE ZNAJDUJĄ SIĘ SPOILERY. Raczej niewielkie, starałem się je ograniczyć i większość wpisu jest oparta tylko na historii z Index Astartes i różnych edycjach Codex: Chaos Space Marines.


Angron, Prymarcha Zjadaczy Światów, XII Legionu Kosmicznych Marines, Czerwony Anioł, Władca Czerwonego Piasku, Syn Boga Krwii, Demoniczny Książę Khorne'a.... Przyjrzyjmy się jednak tej, na pozór nudnej i płytkiej postaci z bliska.

Angron był jednym z 20 Prymarchów stworzonych przez Imperatora, którzy mieli dowodzić Legionami Astartes. Jak wszyscy wiemy stało cię "coś" i, będąc jeszcze dziećmi, zostali oni rozrzuceni po galaktyce. Kapsuła z Angronem rozbiła się na planecie Nuceria. Był to brutalny i okrutny świat napędzany przez niewolników, którzy często byli wystawiani do gladiatorskich walk na arenach, ku uciesze lokalnej wolnej ludności.

Jeszcze zanim Angron spotkał pierwszego człowieka był zmuszony zabić. Gdy go odnaleziono, wokół leżały liczne ciała martwych Xenos, prawdopodobnie Eldarów, którzy używając swoich sztuczek przewidzieli na kogo to dziecko wyrośnie i chcieli temu zapobiec. Nie dali rady. 

Ranny i zakrwawiony Angron został znaleziony i schwytany przez handlarza niewolników. Opatrzono go, wyleczono i przetransportowano do stolicy zwanej Desh’ea. Tam wszczepiono mu Gwoździami Rzeźnika. Były to cybernetyczne implanty, które wchodziły w czaszkę i sam mózg, powodujące zwiększenie agresji, zadające ból, od którego jedyną ucieczką była przemoc, tylko podczas walki wojownik mógł osiągnąć stan przyjemnej błogości. 

Angron został oczywiście gladiatorem. Wygrywał pojedynek za pojedynkiem, turniej za turniejem. Zabił na arenie setki przeciwników. Oszczędził wszystkich, którzy walczyli dobrze. Cały czas jednak próbował uciec. Próbował i nie udawało mu się. Pewnego razu klasa rządząca postanowiła obejrzeć walkę jakiej jeszcze nie widzieli. Nie, nie walkę. Bitwę! Wszyscy gladiatorzy na raz. Jak się szybko okazało to  był wyjątkowo głupi pomysł. Angron na czele dwóch tysięcy wojowników wyrwał się z niewoli. Niszczyli wszystko na swojej drodze. Ludzie mówili na nich Zjadacze Miast. Nic nie mogło ich zatrzymać. Jednak pomimo zwycięstw nie mieli zaawansowanej broni, nie mieli ludzi, nie mieli jedzenia. Szybko został ich tylko tysiąc ukrywający się w górach. Tam miała być ich ostatnia bitwa.

I wtedy przybył Imperator. Od miesięcy obserwował Angrona z orbity. To jak wyswobadzał niewolników i walczył z tyranią. Teleportował się razem z kilkoma Adeptus Custodes bezpośrednio do syna i zaoferował mu miejsce u swego boku podczas Wielkiej Krucjaty i dowodzenie nad Ogarami Wojny, XII Legionem Astartes. Angron odmówił. Nie mógł zostawić swoich towarzyszy, nie mógł opuścić ich podczas tej ostatniej bitwy.


Imperator, nie chcąc dopuścić do śmierci syna, teleportował go z dala od bitwy. Bez swojego przywódcy zbuntowani niewolnicy z Nucerii zostali wybici. Angron nigdy nie wybaczył tego swemu ojcu. Później było jeszcze trochę rozlewu krwi ale w końcu zgodził się przyjąć rolę dowódcy XII Legionu, który przemianował na Zjadaczy Światów, by uczcić pamięć Zjadaczy Miast.

Angron od samego początku był okaleczony. Były niewolnik z kawałkami metalu wkręcającymi mu się prosto w mózg. Zawsze był gdzieś obok swojego Legionu. Zjadacze Światów próbowali się do niego zbliżyć. Przyjęli część tradycji jakie Angron wyniósł z Nucerii. Nawet pozwolili się okaleczyć i wszczepić sobie Gwoździe Rzeźnika. Wszystko by być bliżej ojca. By zrozumieć.

Gwoździe Rzeźnika były też jednym z powodów, dla których XII Legion nie posiadał Kronikarzy. Psykerzy z tym implantem stawali się bardzo niestabilni. Szaleniec z toporem może zabić trochę ludzi. Co może zrobić szaleniec z umysłem, który zmienia rzeczywistość? Tak więc Kronikarzy prawie nie było, nie licząc kilku bez Gwoździ.


Wracając do Angrona, nigdy nie wybaczył Imperatorowi tego co zrobił, dlatego nie było zaskoczeniem gdy dołączył do Horusa, gdy ten zapoczątkował wojnę domową....

Po Herezji Horusa Angron był już Demonicznym Księciem Khorne'a. To też zaskoczeniem nie było. Przemoc, agresja i rozlew krwi były w życiu Angrona już od momentu wyjścia z kapsuły. Gwoździe Rzeźnika z każdą chwilą przybliżały go do Boga Krwi.

Angron później co jakiś czas pojawiał się w galaktyce. Najbardziej znanym wydarzeniem była Pierwsza Wojna o Armageddon, która zakończyła się wygnaniem Demonicznego Prymarchy przez stu dziewięciu Szarych Rycerzy. Trzynastu przeżyło.
Inną okazją było Panowanie Ognia, kiedy Angron i pięćdziesiąt tysięcy Marines Chaosu wybrało się na wycieczkę poza Oko Terroru. Skończyło się zdobyciem siedemdziesięciu sektorów. Ostatecznie został powstrzymany przez cztery Zakony Marines, dwa Legiony Tytanów i trzydzieści regimentów Gwardii Imperialnej.

Polecane lektury:

  • Betrayal (Alan Bligh) - podręcznik od Forge World, dużo fluffu na temat Zjadaczy Światów, Dzieci Imperatora, Gwardii Śmierci, Synów Horusa i tego co wydarzyło się na Isstvanie III.
  • After Desh'ea (Matthew Farrer)- opowiadanie z antologii Tales of Heresy, traktujące o tym jak Angron przyjął XII Legion jako swój własny.
  • Butcher's Nails (Aaron Dembski-Bowden) - audio-drama, o tym jak Lorgar z Angronem wyruszają na misję do Ultramaru i co ich po drodze spotyka. Prequel Betrayera, nie trzeba czytać ale pomaga zobaczyć cały obrazek.
  • Betrayer (Aaron Dembski-Bowden) - powieść o misji Lorgara i Angrona w Królestwie Ultramaru. Zdecydowanie trzeba przeczytać. Nie będę spoilerował dlaczego.
  • The Emperor's Gift (znowu Aaron Dembski-Bowden) - powieść o Pierwszej Wojnie o Armageddon. Chociaż głównie Szarzy Rycerze i Kosmiczne Wilki....
  • Chosen of Khorne (Anthony Reynolds) - tym razem nie o Angronie a o Kharnie, jednak bardzo ładnie pokazuje to co stało się ze Zjadaczami Światów po Herezji Horusa.
  • Lord of the Red Sands (jeszcze raz Aaron Dembski-Bowden) - w sumie nie wiem o czym to jest. Prawdopodobnie warto przeczytać. Z mojej perspektywy nie warto kupować. To mikro-krótkie opowiadanko ukazało się w elektronicznym zbiorze Angron, który zawiera także drugie i trzecie opowiadanie z tej listy.

A teraz powód, dla którego ten wpis powstał....
Jak pewnie wiecie Forge World jakiś czas temu zaczął wydawać zasady i modele do postaci i armii z czasów Herezji Horusa. Wydali też, jak na razie, jednego Prymarchę, Angrona właśnie. Oczywiście będąc fanem nie mogłem się powstrzymać i kupiłem. I pomalowałem. Bez rewelacji bo malarz ze mnie bardzo przeciętny ale jestem z niego zadowolony. A i jestem kaleką jeśli chodzi o fotografie modeli, więc.... a zresztą zobaczcie sami!


Oczywiście jestem otwarty na wszelką krytykę. Następny będzie Fulgrim. Kiedyś tam w przyszłości. Jeśli o Prymarchów chodzi to odpalił mi się tryb "Złap je wszystkie!"

sobota, 27 kwietnia 2013

Atak na Świętą Terrę, cz. 1

Autorem opowiadania jest William King, pierwotnie ukazało się w White Dwarfie 268 (czerwiec 2002). Tłumaczenie moje własne, więc dalekie od ideału. Podzieliłem całość na części, chyba trzy z tego wyjdą, bo tak mi łatwiej. Musicie też pamiętać, że opowiadanie to jest już dość stare, powstało jeszcze zanim Black Library zaczęło nadawać głębi Herezji Horusa. Obrazków dzisiaj nie będzie.


Inwazja


Trzynastego dnia Secundusa zaczęło się bombardowanie. Z orbity okręty Mistrza Wojny spuszczały niesłabnące fale pocisków i zabójczych promieni energii. Celem było sparaliżowanie obrony wokół Pałacu Imperatora i umożliwienie przeprowadzenia wielkiej inwazji na Ziemię. Księżycowe bazy już upadły a broniąca Bojowa Flota Solar została rozbita. Na Marsie, tak jak w całym rozległym Imperium, szalała zaciekła wojna domowa.

Na niezliczonych światach ścierali się wojownicy spragnieni krwi. Ci, którzy przyrzekli wierność Imperatorowi walczyli z tymi zaprzysiężonymi Mistrzowi Wojny Horusowi i, poprzez niego, z mrocznym mocom Chaosu. Królestwo Imperatora wrzało, toczono jedne z największych bitew w historii ludzkości. Na świecie-ulu Thranx, ponad milion wojowników zginęło jednego dnia na polach Perdagoru. Na płonących pustyniach Tallarnu, przy Klinie Ka'an, pięćdziesiąt tysięcy czołgów starło się w największej pancernej akcji wszech czasów. Podczas kosmicznego zrzutu na Vanaheim, trzy miasta-ule zostały wybite przez siły rebeliantów jako ostrzeżenie przed oporem, mimo wszystko broniący walczyli do ostatniego.

Niczym rak, Herezja zaraziła całe struktury Imperium. Wszędzie dzielni ludzie oddawali swoje życie próbując usunąć tego raka.

To było na Ziemi, w samym sercu królestwa Imperatora, gdzie miały być rozstrzygnięte losy galaktyki. W tych ostatnich dniach niebo było czarne od chmur pyłu a ziemia poprzecinana ogromnymi szczelinami. Płaty tektoniczne przesunęły się pod naporem bombardowania. Łańcuchy górskie zatrzęsły się a morza wyparowały pozostając jałowymi pustyniami. Deszcz krwi i popiołu spadał z ciemnego nieba. Chór astropatów śpiewał o złych zwiastunach a ludzie szaleli ze strachu. Obrzydliwie wykrzywione okręty pełne zgubionych i przeklętych wisiały na orbicie ponad pustoszonym światem. Żałośnie niewielu, osłoniętych przed zniszczeniem przez sprytnie postawione systemy obronne Adeptus Mechanicus, stało w gotowości odparcia najeźdźców.

Rzucone do walki resztki armii Imperatora próbowały w desperacji wytrzymać do przybycia posiłków. Imperator sam nadzorował obronę swojej fortecy-pałacu, osobiście dowodził Adeptus Custodes, swoją elitarną gwardią. Towarzyszył my Sanguinius, biało-skrzydły Prymarcha Krwawych Aniołów,  swojego Legionu Kosmicznych Marines. Na terenie pałacu stali dzielni Adeptus Arbites. Nie był on jednym bastionem oporu, były inne, każde będące znakomicie ufortyfikowanym miastem wypełnionym nieustraszonymi żołnierzami. Pod ruinami Bazyliki Imperialnej, Rogal Dorn z ponurą twarzą przewodził surowym Imperialnym Pięściom w ich ostatnich modlitwach. Wewnątrz zbrojonych kompleksów fabrycznych Adeptus Mechanicus, tech-kapłani odłożyli swoje narzędzia i przypasali przerażające bronie swojego zakonu. Pośród gruzów wypalonych obszarów mieszkalnych, Prymarcha Jaghatai Khan zebrał Białe Szramy, Legion Kosmicznych Marines, których osobiście nauczył sztuki walki błyskawicznej. Trzy pełne legiony Tytanów stały gotowe bronić swojego Imperatora.

Gdy ziemia trzęsła się pod bombardowaniem, dywizje czołgów przemierzały z hukiem umęczony krajobraz by zająć swoje pozycje przeciw nadchodzącej inwazji. Dzielni ludzie sprawdzili swoją broń i ofiarowywali ostatnie modlitwy. Lasery obronne zwróciły się w stronę groźnie wzburzonego nieba. Nagle, niebiosa zostało przecięte smugami plazmy kapsuł desantowych. Pośród sal Imperatora nawet Kosmiczni Marines zadrżeli wiedząc, że wkrótce stawią czoła swym zgubionym i przeklętym braciom. Przerażająca perspektywa stanięcia naprzeciw tym spaczonym Prymarchom, którzy zaprzedali swoje dusze Chaosowi umysł każdego człowieka wypełniała nieopisanym wstrętem i grozą.

Kapsuły osiągnęły powierzchnię i wylali się z nich najpotężniejsi czempioni Chaosu, zdradzieccy Kosmiczni Marines ze straconych Legionów. To już nie byli wspaniali ludzcy wojownicy z legend ale wykręcone istoty, ciała spaczone przez energie Chaosu, umysły wykręcone przez ich oddanie mrocznym potęgom. Jakby to co stało się Kosmicznym Marines nie było wystarczające złe, to co stało się z ich Prymarchami było gorsze. Byli stworzeni bliżej Imperatora i upadli dalej. Żaden z ich byłych towarzyszy by ich nie rozpoznał - zostali przemienieni w istoty zarówno demoniczne jak i tryumfujące.

Potężny Angron wykrzykiwał rozkazy swoim pijącym krew poplecznikom, Zjadaczom Światów. Wymachując swoim wielkim mieczem runicznym poprowadził ich przeciwko obrońcom Kosmicznego Portu Ściany Wieczności. Wokół jego sług w czerwonych pancerzach świszczały pociski bolterów. Bez zachwiania szli naprzód, gotowi rozlać krew dla Boga Krwi.

Na chrypiące polecenie Mortariona, Gwardia Śmierci wynurzyła się cicho z zaropiałych kokonów swych kapsuł desantowych i ruszyła na przerażonych wrogów. Przeraźliwe runy na kosie Mortariona zalśniły dziwnie pośród nocy gdy ruchem ręki rozkazał im marsz.

Magnus Czerwony patrzył na niego tryumfalnie swoim jednym czujnym okiem zanim rozkazał magom-wojownikom Tysiąca Synów rzucać swoje zaklęcia zagłady.

Grad zabójczych pocisków bolterów powalił tuziny z Dzieci Imperatora. Niewzruszeni, ranni zawyli z przyjemności doświadczenia skandując pochwalnie swojego Prymarchę, Fulgrima. Zdradzieccy Kosmiczni Marines rzucili się naprzód wyrzezać ścieżkę poprzez swych wrogów.

Może niektórzy z obrońców oszaleli ze strachu. Może spaczenie Chaosu zalęgło się głębiej niż ktokolwiek przypuszczał. Może niektórzy byli na tyle głupi, że myśleli o możliwości negocjacji z największym wrogiem. Jakikolwiek był to powód, ostatnia plugawa zdrada miała miejsce. Wiele jednostek Imperialnej Armii, które przysięgły wierność Imperatorowi okazało się bluźniercami już gdy Zdradzieccy Marines dokonywali desantu. To było jak gdyby ustalony wcześniej sygnał. W jednym z najbardziej nikczemnym akcie zdrady w historii ludzkości, skierowali swoją broń na swych braci i ubili ich niczym psy. Tak właśnie Kosmiczny Port Lwiej Bramy padł. Gdy heretycy śpiewali i wyli swoje szalone modlitwy, powietrze zadrżało i śliniące się demony wynurzyły się ze Spaczni by siać grozę i niepokój.

Wówczas rzeczywiście zdawało się obrońcom, że żyją w ostatnich dniach ludzkości. Ogromni Krwiopijcy o nietoperzych skrzydłach szybowali zwycięsko poprzez płaczące niebo. Szponiaści Strażnicy Tajemnic tańczyli lubieżnie na stosach trupów. Wielcy Nieczyści chichotali przewalając się poprzez zrujnowane ulice, rozsiewając ślady plugastwa, szlamu i choroby. Enigmatyczni Panowie Zmian przysiedli na szczytach wież i posągów nadzorując nadejście Chaosu w serce świata. Potężne okręty zaczęły schodzić z orbity w nadziei zmiażdżenia obrońców samą liczbą. W przeciwieństwie do kapsuł desantowych, te prezentowały znakomite cele dla dział obrońców. I tak zaczęła się bitwa o Ziemię.

c.d.n.

środa, 17 kwietnia 2013

Stan rzeczy - 10 dni później

Trochę się ogarnąłem. Częściej przysiadam do malowania, nawet jeśli na krótko. Generalnie maziam obecnie Angrona i to jemu poświęcam większość czasu na malowanie jaki udaje mi się wyrwać prokrastynacji. Oczywiście jak skończę to się podzielę z Wami ale nie spodziewajcie się niczego nadzwyczajnego. To raz.

Sprawa numer dwa, malowanie figurek Arteina przez osoby Arteinem nie będące, a idźta się kochać ze Slaaneshem w odbyt! Moje lalki, będą stały na mojej półce, ja się będę nimi chwalił przez laikami i ja będę je wystawiał na stole jako moje. Jeśli ktoś będzie próbował mi jeszcze się reklamować z takimi ofertami to będę banował bez zastanowienia. Maluję sam, lepiej lub gorzej, szybciej lub wolniej ale sam. Dziękuję.

Sprawa numer trzy, oczywiście każdy krok w przód oznacza wydłużenie drogi o kroków kilkanaście. Moja wydłużona droga wygląda o tak:
Jakość zdjęcia słaba.Nie mam aparatu pod ręką, tylko kamerkę internetową ale chyba widać co to jest, prawda? No. Modele wyglądają cudnie. Każdy jest zapakowany w foliową torebeczkę, żeby nie pogubić części. Boję się ich otworzyć, żeby nie zapodziać czegoś gdzieś, a akurat klej mi się skończył, więc muszą chyba poczekać do jutra. Wstępne oględziny przez folię powiedziały mi, że linii podziału formy właściwie nie ma. Jest za to całkiem sporo pozostałości po formie, podobno związane jest to z technologią odlewania (metal wstrzykiwany pod dużym ciśnieniem, dzięki czemu mamy ostre detale ale trochę śmiecia do usunięcia potem).
Jak znajdę aparat, a nie znajdę do tego czasu jakiegoś kleju, to może jakieś pokazowe odpakowywanie zrobię. Nie nastawiajcie się jednak.

Sprawa numer ostatni, wpis w sumie o niczym ale jestem w trakcie tłumaczenia opowiadania, które ukaże się na łamach bloga w przyszłości, chyba niedalekiej.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Stan rzeczy

Nie mogę ostatnio się zebrać, żeby coś dokończyć. Zabieram się za wszystko na raz i nic nie kończę.

Chaos Space Marines
Mam Dark Vengeance, mam kilka innych dokupionych modeli. Na wszystkich jest zaczęte malowanie. Żaden nie jest skończony. Od października.

Angron
Piękna figurka. Zaczęte malowanie. Nieskończone.

Trollbloods
Już całkiem przyzwoita ilość modeli. Na większości zaczęte malowanie. Axer prawie prawie skończony, dwóch Impalerów niewiele w tyle. Skaldi tylko sklejony. Championi oczyszczeni z farby i rozłożeni na części pierwsze (z drugiej ręki kupowani byli).

Do tego parę dni temu usuwałem linię podziału formy i generalnie dłubałem przy modelach Dark Angels z 40stkowego startera. Zastanawiałem się jak przerobić ich na Imperialne Pięści.

Ostatnio przeglądam różne fora i jestem blisko zdecydowania się na Haqqislam z Infinity.

I cały czas przymierzam się do Legionu Astartes z czasów Herezji Horusa.

A i zacząłbym może też jakąś armię Warmachine. Tak dla kontrastu z Trolokrwistymi z Hord. Może Khador? A może Convergence of Cyriss co to niedługo wyjdzie?

A może jednak powrót do korzeni i Warhammer Fantasy Battle?

Nie wyrabiam się z dwoma armiami a już chciałbym następne. Trochę pomaluję jednego dnia a potem zostawiam wszystko na tydzień, a potem łapię się za malowanie czegoś innego, albo nie. Mówię sobie, że to przez pracę mam mało czasu ale jakbym się uparł to bym trochę go wygospodarował na malowanie.

Starczy marudzenia bo to nie o tym miał być blog. Zdjęć żadnych Wam nie pokażę bo na razie nie ma czym się chwalić. Także macie trochę kultystek Khorne'a na osłodę:

Jak to szło? Boobs for the Boobs God?

niedziela, 3 marca 2013

Być Marines Chaosu

Miałem trochę kryzys 40stki, a raczej kryzys Games Workshop. Podejście do klienta, coraz wyższe ceny, modele ostatnio też bez szału, wydawanie czegoś o śmierci z niebios.... czy coś.... Maziałem w między czasie Trollokrwistych, szperałem w internecie w poszukiwaniu inspiracji. Kilka dni temu znalazłem. Znalazłem post Aarona Dembski-Bowdena (Dembskiego-Bowdena?). Długi. Nawet bardzo. Przetłumaczę najlepiej jak potrafię na nasz nadwiślański język. A i źródło: klik! Trochę mi się zeszło z tłumaczeniem. Pewnie powinienem też to trochę przeredagować, ogarnąć interpunkcję, powtórzenia, może jakieś literówki się wkradły.... Może jutro. Na razie zapraszam do czytania a za wszelkie błędy przepraszam, dawno nie tłumaczyłem dłuższych tekstów.

Na potrzeby dyskusji, powiedzmy, że jesteś Helikaonem Żałobnikiem, Kapelanem Niosących Słowo podczas Herezji. Jesteś częścią grupy dowodzącej, z Kapitanem Vilusem (może ma osobisty tytuł jak Archon, Konsul, Dowódca, albo cokolwiek innego), w gruncie rzeczy współ-dowodzisz Kompanią wewnątrz Zakonu wewnątrz Zastępu kilku Zakonów zebranych razem. Albo tylko jednego Zakonu. Albo połowy kilku Zakonów zgrupowanych razem na kilka miesięcy, lat, dekad, bądź wieków. Może wszystkie resztki Twojego Zakonu/Kompanii tworzą Zastęp dla wygody, albo bo Lorgar tak rozkazał, albo jesteście częścią tej samej Krucjatowej Floty, albo po prostu jesteście sobie winni więź absolutnego braterstwa. Ale skupmy się na Tobie, Vilusie i Zakonie Świętego Wyzwolonego Feniksa, nazwanego od jednej z konstelacji nad Colchis.


Może na stole bitewnym jesteś Lordem Chaosu, albo Mrocznym Apostołem, albo czymś na co nie ma miejsca w zasadach, ponieważ są tylko podstawowym szkieletem konstrukcji. Przejdźmy do tego co ma znaczenie.

Czas mija w Oku Grozy po tym jak Synowie Horusa przegrali Ci wojnę uciekając gdy ich prymarcha padł. Spędzasz dużo tego czasu walcząc z Synami Horusa ponieważ są słabi i stają się słabsi. Zabijasz ich i zabierasz ich okręty, ich światy, ich fortece, ich sprzęt. Zawierasz układy ze światami zasiedlonymi przed Mroczne Mechanicum. Innym razem najeżdżasz te światy dla zaopatrzenia. Innym razem Mechanicum łamie swoje słowo, oszukuje Cię, ponieważ ta konkretna kuźnia, ten konkretny przywódca, albo ten konkretny świat ma lepszą ofertę od silniejszej bandy. Albo ponieważ w tajemnicy nienawidzili Cię. Albo z powodów, których nigdy nie poznasz.

Często napadasz na Imperium, dla zemsty, dla zaopatrzenia, dla niewolników, dla terytorium, i żeby nauczyć ich prawdy poza rzeczywistością. Może robisz to dla chwały Mrocznych Bogów, by ich zadowolić, albo może robisz to dla siebie, żeby życie było lepsze, prostsze, albo żeby poniżyć rywala, który przegrał walkę przeciw temu światu czy flocie w przeszłości. Może robisz to, ponieważ jest nacisk ze strony kilku Aspirujących Czempionów i dowódcy oddziałów podżegają Twoje wojsko, by wierzyło, że jesteś słaby i powinieneś zostać usunięty z pozycji współ-dowodzącego. Musisz pokazać siłę. Żołnierze potrzebują zwycięstw.

Zawierasz sojusze z innymi bandami z innych Legionów, albo żeby się zebrać przeciwko poważnemu przeciwnikowi, albo ponieważ dzielicie terytorium i rzeczywiście uważacie się za sojuszników. Łamiesz niektóre z tych obietnic, ponieważ bardziej pasuje Ci zabić tych byłych sojuszników i zabrać ich ziemię/surowce/okręty. Trzymasz się innych cały czas, ponieważ są Twoimi przeklętymi przez Bogów braćmi broni, i zginęlibyście za siebie nawzajem. Tylko że podczas 6,000 lat życia w Piekle; walce z demonami; i walce z Imperium zdradzasz ich, ponieważ dowiedziałeś się, że chcą znienacka zaatakować Twoją twierdzę bądź flotę. Tylko że może nie chcieli, może byłeś zwiedziony przez osoby trzecie. Albo może chcieli, i wygrali, a Ty musiałeś uciec z połową swoich surowców i ludzi roztrwonionych w wojnie, której się nie spodziewałeś. Wiele czasu, nie ważne co się dzieje, walczysz często z innymi bandami z innych Legionów. To jest życie w Oku Grozy. Na każdy sojusz przypada pół tuzina bitew.

Czasami, może często, trafiasz na inne Kompanie/Zakony/Zastępy Niosących Słowo prowadzące własne wojny. Czasami do nich dołączasz, dzielicie się wiadomościami o ruchach Legionu i jesteście najlepszymi braćmi krwi. Innym razem nie jest tak prosto. Ci Niosący Słowo wyznają inny kult i kredo niż Ty i Wasze wiary nie do końca współgrają. Jest wiele kultów i ścieżek wiary Chaosu, tak jak i kaznodziejów i czcicieli, i tak jak w prawdziwym świecie  religie i gałęzie tych samych religii popadają w konflikt, to dzieje się z wiernymi Chaosu na dużo, dużo, dużo większą i znacznie częstszą skalę. Może narzucają aspekt czczenia Tzeentcha, który uważasz za słaby (może używają tajemnej wiedzy Boga Przemian czy czytać emocje ich przeciwników, co polega za bardzo na Chaosie a nie na własnej sile), a oni myślą, że sposób w jaki widzisz godność w Khorne'ie Cię zwodzi. Myślą, że przyjmujesz jeden z aspektów wiary za bardzo, albo nie wystarczająco. Ty myślisz to samo o nich. Oboje macie dowody na słabość drugiej bandy, ponieważ żadna grupa nie jest bez wad. Może napięte negocjacje waszych liderów na neutralnym gruncie przeradzają się w strzelaninę. Może przypadkowe spotkanie Waszych flot staje się totalną wojną przestrzenną. Może godzicie się ze swoimi różniacami w imię Słowa i zostajecie braćmi na 3,000 lat odpowiadających na swoje wezwania o pomoc, albo nawet łączących się w nowy Zastęp, dwa Zakony połączone przez absolutną lojalność. Może zostajecie nowym Zastępem całkowicie nowego Zakonu by oddać waszą jedność. Może ten sojusz trwa przez rok. Może trwa do końca czasu.

Innym razem inna banda Niosących Słowo prosi o Twoją pomoc. Czasami odpowiadasz, bo jesteście tym samym Legionem, niech to piekło pochłonie, i to ma znaczenie. Ale czasami nie odpowiadasz, ponieważ jeśli ten Zastęp zostanie wyrżnięty, będziesz mógł się tam przenieść, zająć terytorium i surowce znacznie prościej. Innym razem odpowiadasz na wezwanie o pomoc ponieważ jesteś im to winien; uratowali Cię w przeszłości. Innym razem nie odpowiadasz bo Ci goście są krzywoprzysięzcami i heretykami, niebezpiecznie nielojalnymi - paskudnym odłamem - a Ty i tak chcesz by zginęli. Innym razem chcesz im pomóc ale nie zdążasz, ponieważ przegapiłeś wiadomość w koszmarze miliona krzyczących dzieci wymiotujących czarnym mułem podczas gdy są obdzierane ze skóry żywcem przez skandujące potwory z ciałem zrobionym z ropy i ciekłej nienawiści. Ah, to było wezwanie braterstwa przez Zakon Mrocznej Paszczy? Nie tylko jeden z miliona koszmarów jakie masz, albo demonicznych szeptów, które słyszysz cały czas, ponieważ mieszkasz w Piekle? Niech to, może następnym razem dobrze zrozumiesz.

Tylko, że może następnym razem Zastęp Mrocznej Paszczy przyjdzie i zaatakuje Ciebie za złamanie słowa i przyprowadzi kilka innych Zastępów Niosących Słowo ze sobą, którzy teraz gardzą Tobą za złamanie lojalności względem Legionu. Są lojalnymi Niosącymi Słowo ale widzą Cię jako niebezpiecznie nielojalnego, paskudny odłam, który musi zostać zniszczony.

Albo może interpretujesz wiadomość poprawnie i chcesz zrobić wszystko by pomóc swoim braciom ale Mroczna Paszcza walczy z Zakonem Kościstego Tronu i jesteś winny obu Zakonom wierność, więc jedynym honorowym wyjściem jest przeczekać walkę. Albo może jesteś winny Kościstemu Tronowi właściwą przysięgę braterstwa z zeszłych kampanii, i nie możesz wziąć strony Mrocznej Paszczy. Może Mroczna Paszcza walczy z bandą innego Legionu - Jadowitą Runą z Gwardii Śmierci - z którymi służyłeś i sprzymierzałeś się tuzin razy. Ale łamiesz swoją przysięgę sprawdzonemu sojusznikowi, ponieważ Mroczna Paszcza to Niosący Słowo a Jadowita runa nie jest Twoim Legione. To nie ma znaczenia ponieważ Legiony znaczą wszystko a Twoja lojalność jest do Twoich więzów krwi, wiedząc że nigdy Cię nie zawiodą. A może to nie ma znaczenia, tym razem. Może występujesz przeciwko bandzie ze swojego własnego Legionu ponieważ sojusze jakie zawarłeś w latach od Herezji podczas Legionowych Wojen w Oku Grozy są teraz tym co ma znacznie.

W pewnym momencie Vilus zostaje zabity, zostawiając Ci samotne dowództwo nad Zastepem. Teraz jesteś potężny ale wrażliwy. Twoi właśni Aspirujący Czempionie są, cóż, aspirujący. Myślą, że mogą dowodzić Legionem lepiej od Ciebie. Wskazują na przysięgi jakie złamałeś przeciw innym bandom, albo przysięgi, których dotrzymałeś, kiedy wielu z Twoich ludzi chciało je złamać; albo bitwy, które nie poszły na Twoją korzyść. To nie ma znaczenia czy ich zniesławianie jest faktem czy fikcją, słowa roznoszą się w szeregach. Niektórzy (wielu? większość?) Twoich ludzi  żywi tajemne pragnienie by Cię zastąpić. A może nie, a Ty tylko się martwisz spojrzeniami, przerwanymi rozmowami i raportami szpiegów. Tworzysz elitarną gwardię, ale doświadczają ciężkich strat bo są w pierwszym szeregu w każdej bitwie. A możesz im naprawdę zaufać? Są w najlepszej pozycji by zabić Cię jeśli dojdzie do skrytobójstwa. Może mają takie duże straty, ponieważ inne oddziały nie atakują o czasie. To jest celowe, albo czy te częste naprawy, które muszą być zrobione powodują jakieś mechaniczne problemy? Albo czy Twoje okręty są coraz bardziej żywe i świadome, pół-demony, coraz trudniejsze do kontrolowania za pomocą konwencjonalnych środków.

Może skupiasz się na nauce starożytnej, trudnej do zdobycia czarnoksięskiej wiedzy, by wiedzieć jak mocniej stętać demony i kontrolować Twoją mutującą flotę. Może robisz to by kontrolować swoich własnych ludzi. Tylko że bunt przeciw Tobie rośnie, ponieważ twierdzą, że skupiasz się za bardzo na czarnoksięstwie zamiast na materialnych podbojach. Jest tak? Jesteś pewny, że nie ale jaki masz wybór? To musi być zrobione. Musisz sprawić by banda była bezpieczna. Nie widzą tego? Może niektórzy widzą. Może inni dalej planują Cię zabić ale będą musieli z czasem zrozumieć, że będą ich nękać te same wątpliwości kiedy będą na Twoim miejscu.


Krucjata jest zwołana. Może jedna z Czarnych Krucjat Abaddona; może jedna z pomniejszych Czarnych Krucjat zwołana przez innego osobnika o wielkiej potędze; może po prostu wielki najazd na rzeczywistą przestrzeń. Zajebiście. Podczas trwającej 24 lata kampanii, która obejmuje bitwy na 30 planetach, jesteś zaatakowany przez bandę w zasadzce, w środku walki przeciwko Gwardii Imperialnej, przez bandę Dzieci Imperatora, o której nigdy nie slyszałeś i nie możesz sobie przypomnieć byś ją kiedyś uraził. Czemu? Są jakieś powody z przeszłości? Legionowe Wojny? Może są. Może po prostu zobaczyli okazję by pokonać słabszego przeciwnika, albo sprawić byś przegrał walkę i ucierpiała reputacja Twojego Legionu. Może są najemnikami zatrudnionymi przez inną bandę by Cię zmiękczyć przed nadchodzącym atakiem. Kto ich zatrudnił? Podwajasz swoją siatkę szpiegowską nie wiedząc czy możesz im w ogóle zaufać skoro nie powiedzieli nic o tej zasadzce.

Podczas Krucjaty sprzymierzasz się z kabałą czarowników Tysiąca Synów i ich ochroną Rubrików. Mają swoje własne okręty, surowce i ludzi - cóż za przewrót. Dołączają do Twojej bandy, nie będąc jednak zaprzysiężonymi członkami Twojego Zastępu, dalej umierają za Ciebie i Ty umarłbyś za nich, z więzami wykutymi w tyglu wojny. Mogli zdradzić Cię tuzin razy ale zamiast tego ryzykowali wszystkim by Cię ocalić w jednej ciężkiej walce. Mogłeś ich zdradzić i skraść ich wiedzę ale uratowałeś ich. Z wyjątkiem, że może jednak nie. Może potrzebowałeś ich czarnoksięskiej wiedzy, więc ubiłeś ich kiedy byli osłabieni po udzieleniu Ci pomocy. Nikt się nigdy nie dowie. Prawda? Prawda? Wychodzisz z tego czysto, nigdy powtórnie nie słyszysz o incydencie i cieszysz się ich czarnoksięskimi księgami. Tysiąc Synów nigdy nie szuka zemsty. Za wyjątkiem, że może jednak tak, ponieważ przybywają 1,000 lat później, w sile, by Cię zniszczyć. Albo może inna banda Tysiąca Synów dziękuje Ci za zniszczenie ich głównych rywali i oferuje sojusz. Może inna banda Niosących słowo zostaje wybita niemal do nogi, ponieważ Tysiąc Synów uważa, że to oni, a nie Ty, to zrobili.

Z powrotem w Oku, w kilku momentach Czarny Legion nachodzi Twoją fortecę. Czasem są słabi i kiepscy, oferują Ci szansę na dołączenie. Odmawiasz. Może pokojowo negocjujecie. Może ich niszczysz. Może wyczuwasz, że ich lider jest słaby, wywyższa się ponad stan i nie ma nic wspólnego z Abaddonem, podobnie jak, z całą pewnością, wielu innych liderów Czarnego Legionu. Innym razem uderzają z siłą wystarczającą by zniszczyć Twój świat/flotę/twierdzę i musisz uciekać. Może Cię jednak łapią. Może oferują Ci wybór noszenia Czerni albo bycia zniszczonym. Może udaje Ci się mimo wszystko uciec i może Twój Zastęp jest wreszcie zniszczony. Może dołączasz do Czarnego Legionu z konieczności, gardzisz tym, przygotowujesz się zdradzić ich późnie. Może odkrywasz, że wolność jest wspaniała i trzymasz się tego. Może odkrywasz, że dosłownie nie ma różnicy - Twoja banda jest cały czas taka sama, Twoja wiara jest taka sama, masz takie same skomplikowane relacje z bandą Czarnego Legionu jak miałeś z bandą Niosących Słowo. Powiązania legionowe znaczą wszystko dla niektórych band, czasami, innym razem nic dla innych. Może spędzasz niekończące się kampanie poświęcając się Czarnemu Legionowi albo Niosącym Słowo tylko żeby odkryć, że coraz więcej i więcej band z Twojego Legionu przechodzi na stronę wroga, albo cię zdradza, albo nigdy nie składa takich przysiąg jak Ty. Dlaczego nie? A może tak robią i to nieporozumienie? Pamiętasz ten czas, kiedy byłeś uznany za zdrajcę swojego Legionu? Gdyby tylko przestali strzelać do Ciebie i niszczyć Twoją flotę, może mógłbyś to wyjaśnić. Łał, ilu ludzi właśnie straciłeś przez nieporozumienie? Czy prawda ma jeszcze jakieś znaczenie? Jeśli dalej będziesz się wahał i płakał o nieporozumieniu zostaniesz wypleniony. Jak słabo wyglądasz teraz przed swoimi ludźmi? Zabij, albo zostań zabity.

Powiedzmy, że jednak pozostajesz Niosącym Słowo. Może po jakimś czasie sam szukasz Czarnego Legionu by przysiąc wierność Legionowi, który wydaje się bardziej spójny w Twoim sektorze Oka, albo cieszy  się największymi sukcesami i jest zdecydowanie najsilniejszy. Może pozostajesz Niosącym Słowo a lokalne bandy Czarnego Legionu są żałosne. Panujesz nad nimi i domagasz się hołdu. Może niektórzy płacą, inni się sprzeciwiają, a inni uciekają powiedzieć Abaddonowi. Może Abaddon słucha i przybywa z Zabójcą Planet. Może ignoruje płacz słabeuszy i nigdy więcej o nich nie słyszysz. Może Spacznia ich zjada, albo inna banda, albo demony, albo jakiś bóg-duch upadłej eldarskiej cywilizacji, w której ruinach Marines Chaosu założyli swoje imperium.

Gdy następnym razem walczysz w Krucjacie do Twojego Zastępu dołączają dwie inne bandy, resztki Zjadaczy Światów i banda Gwardii Śmierci. Z trzech przywódców masz najwięcej siły i wpływów, więc zostajesz de facto liderem tej Rady Trzech. Teraz masz Berserkerów Khorne'a i Marines Plagi do użycia w bitwie. To jest życie, co? Z wyjątkiem, że trzy frakcje tej nowej bady nie są w dobrych stosunkach. Sprzymierzają się dla wygody, a może widzą zalety, albo nawet tylko tymczasowo na obecną Krucjatę - albo tylko dla tego jednego świata i, kiedy zostanie zdobyty, rozpadną się. Albo może udaje Ci się utrzymać ich razem i zostają Twoimi porucznikami. Może trzymasz ich w szeregu, mimo cały czas wybuchającymi walkami między wojownikami, i kolizji wyznać, i ciągłych nacisków Twoich poruczników by Cię podważyć i samemu przejąć kontrolę. Może Ty jesteś porucznikiem a Władca Plagi bądź Czempion Czaszki, który przewodzi Twojej bandzie jest słaby, albo głupi, i wiesz, że możesz dowodzić lepiej niż on. Więc pracujesz nad przejęciem kontroli. Jesteś dowódcą Zastępu Świętego Wyzwolonego Feniksa ale Twoja banda jest znana jako Triumwirat, a Twoja reputacja sukcesów, brutalności, sprytu i kompetencji zaczyna rzucać długi cień. Inne bandy nie mogą się z Tobą równać rozmiarem i zaczynają płacić lenno, albo Ci służyć, albo po prostu uciekają przed Tobą gdy wkroczysz na ich teren. Co było zwykłym sojuszem podczas Czarnej Krucjaty teraz jest pełnoprawną bandą, może rozpadnie się w przeciągu miesiąca. Może przetrwa 8,000 lat bezwzględnej, eleganckiej destrukcji jej wrogów.


Ale pozostajesz Niosącym Słowo. Może pozostajesz w bliskim sojuszu z innymi dowodzącymi w Triumwiracie ale wolisz spędzać większość czasu pracując samemu, a więzy Triumwiratu są tylko na czas największej potrzeby. To ma idealny sens. Wtedy staje się jak każdy inny sojusz band i idziesz swoją własną wesołą drogą. Może nigdy nie miałeś nic wspólnego z tymi żałosnymi dewiantami z rozbitych Legionów.

Teraz potrzebujesz nowych Marines. Znajdujesz czarnoksięski sposób by ich hodować. Albo  techniczną placówkę by ich klonować. Potem musisz znaleźć sposób by ich samemu klonować, albo zatrudnić upadłego Konsyliarza, który jest całkowicie szalony i który zgodzi się Ci pomóc. Ale zanim Ci pomoże chce on artefakt stracony na demonicznym świecie, albo głęboko w Imperium, albo chce zniszczyć swoją było bandę za wygnanie go. Może robi o co go prosisz ale to nie działa. Może nie jest zbyt pewny i wszystko psuje. Teraz jest jeszcze gorzej, straciłeś placówkę i wszystkie te surowce i czas spędzony by je zdobyć. Może mu się udaje i to rzeczywiście działa.

A może najeżdżasz lojalistyczny Zakon i zbierasz ich poległych dla geno-ziarna? Atakowanie Kosmicznych Marines jest ryzykowne, nie siedzą i nie czekają na atak. Mocno uderzają planetarne cele i odchodzą. Rzadko bronią, zwykle atakują. Jak ich znajdziesz? W drodze na świat? Zwabisz ich? Co jeśli przyprowadzą przeważające siły i zaryzykujesz zniszczeniem?

Następnie, oczywiście, co z czystością krwi? Ma to dla Ciebie znaczenie? Wpływa jakoś na Ciebie w środku, czy Twoi przyszli bracia są stworzeni z geno-ziarna Imperialnych Pięści albo Ultramarines? Co zrobisz? Może zaatakujesz inny Zastęp Niosących Słowo i zbierzesz ich geno-ziarno. Może zawrzesz umowę z frakcją Mechanicum - które samo rozpadło się na niezliczone miasta-stany i niezależne światy w Oku, sprzymierzając się i zdradzając w zupełnie taki sam sposób jak Marines Chaosu, i w taki sam jak do pewnego stopnia każda frakcja w 40stce. Może organizujesz ochronę ich kuźni w zamian za założenie placówki produkującej Marines? Co jednak jeśli zostają zaatakowani i nie możesz sobie poradzić ze skalą wojny? Może uciekasz i zaskarbiasz sobie wieczną wrogość lokalnego Mechanicum. Może udaje Ci się wyjść obronną ręką. Może walczysz i doznajesz okropnych strat. Może wygrywasz z łatwością i sojusznicy zniszczonej bandy przychodzą po Twoją głowę. Może świat Mechanicum, któremu zgodziłeś się służyć schrzanił i właśnie zmarnowałeś kupę czasu, amunicji i żyć Marines w kampanii, która nie dała Ci żadnych korzyści.

Możesz polecieć na teren innych Niosących Słowo i poprosić o użytek ich placówek. Może przywitają Cię z otwartymi ramionami. Może słyszeli, że jesteś zdrajcą, albo że odmówiłeś przyjść z pomocą innemu Zastępowi, albo że zgrzeszyłeś w jakiś sposób, którego nigdy nie rozważałeś albo nie słyszałeś o nim. Może większy dowódca Legionu wkracza i prosi o przysługę w zamian za użytek placówek geno-ziarna. Może jesteś wygnany i musisz żeglować gdzie indziej i ugadywać się z innymi. Może masz ofertę od jednego z głównych graczy, jak Erebus albo Kor Phaeron. Są na kampanii w Imperium od niezliczonych dekad? Są na Ghalmeku albo Sicarusie? Dotrzeć do jednego z tych światów - dotrzeć do jakiegokolwiek światu w Oku Grozy albo Maelstronie - gdzie przestrzeń i czas nie przestrzegają praw fizyki - może równie dobrze być czymś jak Odyseja, podróżą, która może trwać dni bądź dekady, pod spojrzeniem złośliwych demonów poprzez krainę, która istnieje by opętywać, mutować, pożerać i trawić materialne życie.

Może ludzka armia-niewolników, która Ci służy mutuje ponad używalność. Może są zwabieni przez wiarę innego kultu, by służyć innej bandzie. Może po prostu są ubici w kiepskiej bitwie i jesteś teraz zdecydowanie za słaby jeśli chodzi o Zdradziecką Gwardię i ludzkich niewolników. Najechać świat więzienny? Hmm, dużo ludzi ale nie są wyszkoleni. Spróbować przekabacić regimenty Gwardii? Ciężka sprawa, i zawiera dużo ostrożnej działalności wywrotowej, i tylko Twoi zaufanych współ-przywódców spędzających lata z dala od bandy by przekabacić ludzkie armie. Może możesz wysłać mnie zaufanych pachołków, ale komu wtedy będą nowi ludzie służyć? Będą armią, która będzie potajemnie czekać by Cię zdradzić?


Może zgadzasz się służyć bandzie Czarnego Legionu przez sześćdziesiąt sześć lat, by Twoi Konsyliarze i Kowale Ciał opanowali chirurgię Berserkerów. Teraz masz Berserkerów. Zajebiście. Ale co jeśli inna banda Niosących Słowo uważa to za niebezpieczne konszachty z wrogim Legionem, pomimo faktu, że byłeś idealnie lojalny i znasz tuzin innych band, które zrobiły to samo? Teraz masz inną walkę na głowie, z fanatykami tak niebezpiecznymi jak Ty. Może banda Czarnego Legionu, z którą byłeś sprzymierzony zdradza Cię i nie ujawnia niczego. Może są zniszczeni przez wewnętrzny konflikt i nowy przywódca odmawia starych umów zawartych przez swojego poprzednika. Może z czasem Twój Zastęp i Kompania Czarnego Legionu stają się związane lojalnością krwi i tworzą wspólną bandę dwóch frakcji. Może męczą Cię po trzech dniach i uzupełniasz ostatnie straty kradnąc ich okręty w zasadzce.

Co jeśli Vilus nie umiera? Co jeśli promuje innych współ-dowódców jak banda się rozrasta? Może chce Cię zastąpić. Może Twoi najbardziej lojalni wojownicy mówią Ci, że zdradza się zbliża, że cała banda będzie musiała wybrać strony. Może działasz pierwszy i zaczynasz wojnę domową. Może Vilus zaczyna. Banda się rozpada i ocalali idą w swoją stronę. Może obie bandy nazywają się Zakonem Świętego Wyzwolonego Feniksa. Może porzucasz nazwę, albo Vilus to robi, ponieważ nie dba już o stare zwyczaje.

Co jeśli Vilus zachęca do rywalizacji pomiędzy swoimi podwładnymi? Tracisz względy przegrywając wojny, albo zyskujesz względy poprzez udane misje. Dla niego to wszystko jest grą. Nie jest żadnych przywódcą. Mógłbyś dowodzić bandą i skupić się na lepszych, więcej znaczących celach. Prawda? Prawda? To nie tak, że każdy Aspirujący Czempion w bandzie myśli tak samo. Prawda?

Kiedy najeżdżasz Imperium co dzieje się z Twoją twierdzą? Jest wystarczająco dobrze ukryta w Oku Grozy? Może jest. Co jednak jeśli czas i przestrzeń się zniekształcają i ją odsłaniają? Zostawiasz garnizon swoich najlepszych żołnierzy by ją bronić? Może zostawiasz ale wtedy ruszasz na pole bitwy bez swoich najlepszych wojowników. Może wracasz i inna banda zniszczyła Twoją bazę, albo zajęła ją dla siebie. Tak zaczyna się kosztowna wojna odbicia fortecy, albo kontynuujesz jako banda osadzona we flocie, wiecznie cierpiąc na brak surowców w porównaniu z tymi posiadającymi w pełni działające i dobrze zaopatrzone światy. Może udajesz się na Sicarus jako jeden z Zastępów używających go jako bazę. Dalej dzielisz teren z niezliczonymi bandami, które mają na sumieniu wieczność komplikacji, uraz, przysiąg, zdrad obecnych i przyszłych. Jesteś przekonany, że połowa z ich nawet tutaj, w najgłębszym terytorium Twojego Legionu, jest zjednoczona tylko przez silnych przywódców, którzy wymagają bycia zjednoczonym i wymuszają to śmiercią. Tak wiele band związanych braterstwem ale spójrz tam- flota Zastępu Wrzeszczącej Rany. Wiesz, że nie przybyli Ci na pomoc kilka wieków temu, i zdradzili Legion podczas Bitwy o Ziar, zbyt późno dołączając do walki. Może mówią to samo o Tobie. Napięcie jest powszechne, nawet między sojusznikami związanymi krwią, dla chwały w oczach głównych graczy Legionu, i w oczach Bogów.

Może zostajesz. Może odchodzisz. Może, może, może.

Tak to jest być Marines Chaosu.