sobota, 27 kwietnia 2013

Atak na Świętą Terrę, cz. 1

Autorem opowiadania jest William King, pierwotnie ukazało się w White Dwarfie 268 (czerwiec 2002). Tłumaczenie moje własne, więc dalekie od ideału. Podzieliłem całość na części, chyba trzy z tego wyjdą, bo tak mi łatwiej. Musicie też pamiętać, że opowiadanie to jest już dość stare, powstało jeszcze zanim Black Library zaczęło nadawać głębi Herezji Horusa. Obrazków dzisiaj nie będzie.


Inwazja


Trzynastego dnia Secundusa zaczęło się bombardowanie. Z orbity okręty Mistrza Wojny spuszczały niesłabnące fale pocisków i zabójczych promieni energii. Celem było sparaliżowanie obrony wokół Pałacu Imperatora i umożliwienie przeprowadzenia wielkiej inwazji na Ziemię. Księżycowe bazy już upadły a broniąca Bojowa Flota Solar została rozbita. Na Marsie, tak jak w całym rozległym Imperium, szalała zaciekła wojna domowa.

Na niezliczonych światach ścierali się wojownicy spragnieni krwi. Ci, którzy przyrzekli wierność Imperatorowi walczyli z tymi zaprzysiężonymi Mistrzowi Wojny Horusowi i, poprzez niego, z mrocznym mocom Chaosu. Królestwo Imperatora wrzało, toczono jedne z największych bitew w historii ludzkości. Na świecie-ulu Thranx, ponad milion wojowników zginęło jednego dnia na polach Perdagoru. Na płonących pustyniach Tallarnu, przy Klinie Ka'an, pięćdziesiąt tysięcy czołgów starło się w największej pancernej akcji wszech czasów. Podczas kosmicznego zrzutu na Vanaheim, trzy miasta-ule zostały wybite przez siły rebeliantów jako ostrzeżenie przed oporem, mimo wszystko broniący walczyli do ostatniego.

Niczym rak, Herezja zaraziła całe struktury Imperium. Wszędzie dzielni ludzie oddawali swoje życie próbując usunąć tego raka.

To było na Ziemi, w samym sercu królestwa Imperatora, gdzie miały być rozstrzygnięte losy galaktyki. W tych ostatnich dniach niebo było czarne od chmur pyłu a ziemia poprzecinana ogromnymi szczelinami. Płaty tektoniczne przesunęły się pod naporem bombardowania. Łańcuchy górskie zatrzęsły się a morza wyparowały pozostając jałowymi pustyniami. Deszcz krwi i popiołu spadał z ciemnego nieba. Chór astropatów śpiewał o złych zwiastunach a ludzie szaleli ze strachu. Obrzydliwie wykrzywione okręty pełne zgubionych i przeklętych wisiały na orbicie ponad pustoszonym światem. Żałośnie niewielu, osłoniętych przed zniszczeniem przez sprytnie postawione systemy obronne Adeptus Mechanicus, stało w gotowości odparcia najeźdźców.

Rzucone do walki resztki armii Imperatora próbowały w desperacji wytrzymać do przybycia posiłków. Imperator sam nadzorował obronę swojej fortecy-pałacu, osobiście dowodził Adeptus Custodes, swoją elitarną gwardią. Towarzyszył my Sanguinius, biało-skrzydły Prymarcha Krwawych Aniołów,  swojego Legionu Kosmicznych Marines. Na terenie pałacu stali dzielni Adeptus Arbites. Nie był on jednym bastionem oporu, były inne, każde będące znakomicie ufortyfikowanym miastem wypełnionym nieustraszonymi żołnierzami. Pod ruinami Bazyliki Imperialnej, Rogal Dorn z ponurą twarzą przewodził surowym Imperialnym Pięściom w ich ostatnich modlitwach. Wewnątrz zbrojonych kompleksów fabrycznych Adeptus Mechanicus, tech-kapłani odłożyli swoje narzędzia i przypasali przerażające bronie swojego zakonu. Pośród gruzów wypalonych obszarów mieszkalnych, Prymarcha Jaghatai Khan zebrał Białe Szramy, Legion Kosmicznych Marines, których osobiście nauczył sztuki walki błyskawicznej. Trzy pełne legiony Tytanów stały gotowe bronić swojego Imperatora.

Gdy ziemia trzęsła się pod bombardowaniem, dywizje czołgów przemierzały z hukiem umęczony krajobraz by zająć swoje pozycje przeciw nadchodzącej inwazji. Dzielni ludzie sprawdzili swoją broń i ofiarowywali ostatnie modlitwy. Lasery obronne zwróciły się w stronę groźnie wzburzonego nieba. Nagle, niebiosa zostało przecięte smugami plazmy kapsuł desantowych. Pośród sal Imperatora nawet Kosmiczni Marines zadrżeli wiedząc, że wkrótce stawią czoła swym zgubionym i przeklętym braciom. Przerażająca perspektywa stanięcia naprzeciw tym spaczonym Prymarchom, którzy zaprzedali swoje dusze Chaosowi umysł każdego człowieka wypełniała nieopisanym wstrętem i grozą.

Kapsuły osiągnęły powierzchnię i wylali się z nich najpotężniejsi czempioni Chaosu, zdradzieccy Kosmiczni Marines ze straconych Legionów. To już nie byli wspaniali ludzcy wojownicy z legend ale wykręcone istoty, ciała spaczone przez energie Chaosu, umysły wykręcone przez ich oddanie mrocznym potęgom. Jakby to co stało się Kosmicznym Marines nie było wystarczające złe, to co stało się z ich Prymarchami było gorsze. Byli stworzeni bliżej Imperatora i upadli dalej. Żaden z ich byłych towarzyszy by ich nie rozpoznał - zostali przemienieni w istoty zarówno demoniczne jak i tryumfujące.

Potężny Angron wykrzykiwał rozkazy swoim pijącym krew poplecznikom, Zjadaczom Światów. Wymachując swoim wielkim mieczem runicznym poprowadził ich przeciwko obrońcom Kosmicznego Portu Ściany Wieczności. Wokół jego sług w czerwonych pancerzach świszczały pociski bolterów. Bez zachwiania szli naprzód, gotowi rozlać krew dla Boga Krwi.

Na chrypiące polecenie Mortariona, Gwardia Śmierci wynurzyła się cicho z zaropiałych kokonów swych kapsuł desantowych i ruszyła na przerażonych wrogów. Przeraźliwe runy na kosie Mortariona zalśniły dziwnie pośród nocy gdy ruchem ręki rozkazał im marsz.

Magnus Czerwony patrzył na niego tryumfalnie swoim jednym czujnym okiem zanim rozkazał magom-wojownikom Tysiąca Synów rzucać swoje zaklęcia zagłady.

Grad zabójczych pocisków bolterów powalił tuziny z Dzieci Imperatora. Niewzruszeni, ranni zawyli z przyjemności doświadczenia skandując pochwalnie swojego Prymarchę, Fulgrima. Zdradzieccy Kosmiczni Marines rzucili się naprzód wyrzezać ścieżkę poprzez swych wrogów.

Może niektórzy z obrońców oszaleli ze strachu. Może spaczenie Chaosu zalęgło się głębiej niż ktokolwiek przypuszczał. Może niektórzy byli na tyle głupi, że myśleli o możliwości negocjacji z największym wrogiem. Jakikolwiek był to powód, ostatnia plugawa zdrada miała miejsce. Wiele jednostek Imperialnej Armii, które przysięgły wierność Imperatorowi okazało się bluźniercami już gdy Zdradzieccy Marines dokonywali desantu. To było jak gdyby ustalony wcześniej sygnał. W jednym z najbardziej nikczemnym akcie zdrady w historii ludzkości, skierowali swoją broń na swych braci i ubili ich niczym psy. Tak właśnie Kosmiczny Port Lwiej Bramy padł. Gdy heretycy śpiewali i wyli swoje szalone modlitwy, powietrze zadrżało i śliniące się demony wynurzyły się ze Spaczni by siać grozę i niepokój.

Wówczas rzeczywiście zdawało się obrońcom, że żyją w ostatnich dniach ludzkości. Ogromni Krwiopijcy o nietoperzych skrzydłach szybowali zwycięsko poprzez płaczące niebo. Szponiaści Strażnicy Tajemnic tańczyli lubieżnie na stosach trupów. Wielcy Nieczyści chichotali przewalając się poprzez zrujnowane ulice, rozsiewając ślady plugastwa, szlamu i choroby. Enigmatyczni Panowie Zmian przysiedli na szczytach wież i posągów nadzorując nadejście Chaosu w serce świata. Potężne okręty zaczęły schodzić z orbity w nadziei zmiażdżenia obrońców samą liczbą. W przeciwieństwie do kapsuł desantowych, te prezentowały znakomite cele dla dział obrońców. I tak zaczęła się bitwa o Ziemię.

c.d.n.

środa, 17 kwietnia 2013

Stan rzeczy - 10 dni później

Trochę się ogarnąłem. Częściej przysiadam do malowania, nawet jeśli na krótko. Generalnie maziam obecnie Angrona i to jemu poświęcam większość czasu na malowanie jaki udaje mi się wyrwać prokrastynacji. Oczywiście jak skończę to się podzielę z Wami ale nie spodziewajcie się niczego nadzwyczajnego. To raz.

Sprawa numer dwa, malowanie figurek Arteina przez osoby Arteinem nie będące, a idźta się kochać ze Slaaneshem w odbyt! Moje lalki, będą stały na mojej półce, ja się będę nimi chwalił przez laikami i ja będę je wystawiał na stole jako moje. Jeśli ktoś będzie próbował mi jeszcze się reklamować z takimi ofertami to będę banował bez zastanowienia. Maluję sam, lepiej lub gorzej, szybciej lub wolniej ale sam. Dziękuję.

Sprawa numer trzy, oczywiście każdy krok w przód oznacza wydłużenie drogi o kroków kilkanaście. Moja wydłużona droga wygląda o tak:
Jakość zdjęcia słaba.Nie mam aparatu pod ręką, tylko kamerkę internetową ale chyba widać co to jest, prawda? No. Modele wyglądają cudnie. Każdy jest zapakowany w foliową torebeczkę, żeby nie pogubić części. Boję się ich otworzyć, żeby nie zapodziać czegoś gdzieś, a akurat klej mi się skończył, więc muszą chyba poczekać do jutra. Wstępne oględziny przez folię powiedziały mi, że linii podziału formy właściwie nie ma. Jest za to całkiem sporo pozostałości po formie, podobno związane jest to z technologią odlewania (metal wstrzykiwany pod dużym ciśnieniem, dzięki czemu mamy ostre detale ale trochę śmiecia do usunięcia potem).
Jak znajdę aparat, a nie znajdę do tego czasu jakiegoś kleju, to może jakieś pokazowe odpakowywanie zrobię. Nie nastawiajcie się jednak.

Sprawa numer ostatni, wpis w sumie o niczym ale jestem w trakcie tłumaczenia opowiadania, które ukaże się na łamach bloga w przyszłości, chyba niedalekiej.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Stan rzeczy

Nie mogę ostatnio się zebrać, żeby coś dokończyć. Zabieram się za wszystko na raz i nic nie kończę.

Chaos Space Marines
Mam Dark Vengeance, mam kilka innych dokupionych modeli. Na wszystkich jest zaczęte malowanie. Żaden nie jest skończony. Od października.

Angron
Piękna figurka. Zaczęte malowanie. Nieskończone.

Trollbloods
Już całkiem przyzwoita ilość modeli. Na większości zaczęte malowanie. Axer prawie prawie skończony, dwóch Impalerów niewiele w tyle. Skaldi tylko sklejony. Championi oczyszczeni z farby i rozłożeni na części pierwsze (z drugiej ręki kupowani byli).

Do tego parę dni temu usuwałem linię podziału formy i generalnie dłubałem przy modelach Dark Angels z 40stkowego startera. Zastanawiałem się jak przerobić ich na Imperialne Pięści.

Ostatnio przeglądam różne fora i jestem blisko zdecydowania się na Haqqislam z Infinity.

I cały czas przymierzam się do Legionu Astartes z czasów Herezji Horusa.

A i zacząłbym może też jakąś armię Warmachine. Tak dla kontrastu z Trolokrwistymi z Hord. Może Khador? A może Convergence of Cyriss co to niedługo wyjdzie?

A może jednak powrót do korzeni i Warhammer Fantasy Battle?

Nie wyrabiam się z dwoma armiami a już chciałbym następne. Trochę pomaluję jednego dnia a potem zostawiam wszystko na tydzień, a potem łapię się za malowanie czegoś innego, albo nie. Mówię sobie, że to przez pracę mam mało czasu ale jakbym się uparł to bym trochę go wygospodarował na malowanie.

Starczy marudzenia bo to nie o tym miał być blog. Zdjęć żadnych Wam nie pokażę bo na razie nie ma czym się chwalić. Także macie trochę kultystek Khorne'a na osłodę:

Jak to szło? Boobs for the Boobs God?